Tuesday, December 1, 2015

Zazdroszczę

Czytam swoje ulubione blogi podczas gdy zakatarzony Mały Książę śpi na mojej piersi. Czytam, oglądam i zazdroszczę!

Tym razem przyczyną mej zazdrości jest Mari z Okruszkowych Wschodów i Zachodów. I deszcz w tle. I kawa karmelowa (chciałabym lubić kawę!). Ale najbardziej Brzuszkowe.

Kiedyś marzyłam o dwójce dzieci :). Ale teraz już nie marzę, teraz tylko czasem cichutko zazdroszczę. Bo moje marzenia w tym temacie przygniótł strach.

Chociaż moją ciążę zawsze będę wspominać ciepło i z sentymentem - nie należała ona do łatwych. Najbardziej dały mi się we znaki ostre mdłości i wymioty, które minęły dopiero pod koniec piątego miesiąca... W szóstym miesiącu wszystko zaczęło już iść źle, stan przedrzucawkowy (zatrucie ciążowe), a potem miesiąc w szpitalu, niezliczone pobierania krwi, trwanie w tej wielkiej niewiadomej - czy uda się utrzymać ciążę jeszcze chociaż jeden dzień, może jeszcze kilka godzin... I wreszcie 31 tydzień, najpierw dwudniowe wywoływanie porodu, a potem odklejanie się łożyska, krwotok, cesarka ratująca życie... Mój Mały Książę urodzony w 31t6d i zabrany do NICU na  36 dni, które dla mnie trwały całą wieczność. A po wyjściu ze szpitala, po serii zastrzyków - tak czy inaczej dopadła mnie jeszcze zakrzepica. I depresja. Kiedy myślę o grudniu 2014, styczniu i lutym 2015 - widzę to wszystko jako długie pasmo czarnych dni. Kiedy wspominam te miesiące to w moich emocjach dominuje smutek. I strach.  I poczucie winy.

Długie miesiące zajęło mi dojście do siebie, a jeszcze dłuższe przekonanie swojego ciała, że nie jestem w ciąży. To brzmi dziwnie, kiedy o tym piszę, ale tak faktycznie było - chyba dopiero kiedy Mały Książę skończył magiczne dziewięć miesięcy to udało mi się w pewien sposób zakończyć tę ciążę - psychicznie. 

W każdym bądź razie teraz moje ulubione blogerki są w kolejnej ciąży, Mari, Sabina... I moja K jest w ciąży, i jeszcze w mojej rodzinie będzie na początku czerwca kolejne maleństwo...

A ja się zbyt boję. Francuz też - wiele razy o tym rozmawialiśmy, ale nasz jest większy niż pragnienie. Nie chcemy tego przeżywać jeszcze raz. Gdyby tylko ktoś mi mógł dać gwarancję, iż następnym razem będzie dobrze... Ale to niemożliwe :). I dlatego na zazdrości i wierze, że z czasem mi przejdzie - pozostańmy. 

:)

***

Z kompletnie innej beczki wiadomości: mój Francuz dostał bardzo dobrą propozycję pracy, ale... w Polsce. Propozycję przyjął, więc wszystko wskazuje na to, że od lutego/marca 2016 będę dalej buszować, ale w Polsce właśnie. Ciekawe jak to będzie: wrócić? :)

4 comments:

  1. A od jak dawna mieszkasz we Francji? Myślę, że może tu być niełatwo, ale dasz radę. Jeśli zawitasz do Warszawy to się odezwij, może umówimy się na kawę... chwila, nie kawę. Coś się wymyśli.

    A co do głównego tematu: Twój tekst przypomniał mi mój własny na ten sam temat. Mogę podlinkować? Najwyżej zmoderujesz :) http://www.wczesniakicodalej.pl/2015/04/to-kiedy-nastepne.html Doskonale rozumiem Twoje obawy. Przeżywamy to samo. I wielu rodziców przeżywa.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Co prawda tylko trzy lata tu mieszkam, ale mam wrażenie, jakby to było znacznie dłużej. Dużo się zmieniło ;), druga linia metra chociażby! Ale najbardziej chyba mnie przeraża powrót w kontekście służby zdrowia i tego co czytam właśnie chociażby na wcześniaczych blogach...

      Warszawianką jestem z krwi i kości, więc do Warszawy właśnie wracam :). Ostatnio czytałam w jakiejś gazetce dla rodziców, którą przywiozła mi Mama, iż w Warszawie jest kilka sympatycznych kawiarenek przeznaczonych dla mam/tatusiów z dziećmi :). Mama Cafe na Wilczej 27B, jestem przekonana, że tam znajdziemy i dobrą kawę i dobrą herbatę ;)))

      Twój tekst doskonale oddaje to co czuję!

      Delete
  2. Jak Vinnie miał miesiąc to był hospitalizowany. Miał operację bo urodził się ze zrośniętym ciemiączkiem. Nikt nam nie zagwarantuje, że kolejne ciąże będą lepsze, a dzieci zdrowe, niestety!

    ReplyDelete