Saturday, June 4, 2016

Szesnaście miesięcy Małego Księcia

2016-05-22

Wiek urodzeniowy: 16 miesięcy
Wiek korygowany: 14 miesięcy



Nawet nie wiem od czego zacząć!

Mały Książę ma takie mięśnie, że oboje na niego patrzymy z zazdrością - robienie nożyc przez kilka dobrych minut? Cudowna zabawa! Podnoszenie się do siadania z pozycji leżącej używając tylko mięśni brzucha (aka "brzuszek") - pestka! Wstawanie z podłogi bez podpierania się rękoma - nie ma problemu! Siłę ma taką, że często z Tatusiem wygrywa, kiedy coś sobie wyrywają.

Chodzenie to oczywiście hit tego miesiąca. Wózek to prawie najgorszy wróg, Mały Książę najchętniej wszędzie by chodził. Jest coraz odważniejszy w tym co robi, ba, w domu często nawet biega, zwłaszcza kiedy wie, że może liczyć na pochwały. Myślę, że już niedługo będzie chodził sam bardzo dobrze i wtedy pewnie weźmie się za rozwój mowy :).

Ach, co do mowy! Zaczyna łączyć słowa! "Banana am", "Baba do domu" - występuje razem z machaniem na "papa", podsłuchane u Tatusia "I don't know", które często powtarza ostatnimi dniami, kiedy go o coś pytam. Poza tym powtarza losowe wyrazy ;), na przykład, ostatnio zmieniałam mu pieluszkę i mówiłam mu, że jest taaaaaki brudny. Na co Mały Książę uśmiechnął się i powtórzył "BRUDNY". Innym razem przyszła moja Mama, miała zimne ręce i dotykając mojego synka mówiła "zimne, zimne!", Mały Książę dotknął jej ręki i powtórzył "zimne". Poza tym bardzo dużo mówi po swojemu. Całe historie nam opowiada, zadaje pytania - ale niestety, jeszcze nie do końca go rozumiemy. Za to komunikacja pozasłowna (nie napiszę 'niewerbalna' bo jest również bardzo werbalna ;) ) rozwija się wspaniale! Mały Książę większość sytuacji potrafi opisać za pomocą gestów i dźwięków. Uwaga, będzie przykład.

Przykład: ( :) )
Mały Książę miał katar i którejś nocy tak gęsty, że musieliśmy użyć aspiratorka. Ponieważ moje maleństwo tego nie znosi strasznie - postanowiliśmy użyć tego podłączanego do odkurzacza, żeby było szybciej i żeby mniej go męczyć. Najpierw wpuściliśmy mu mgiełkę z roztworu fizjologicznego do noska, a potem ciach, ciach i aspiratorek był w użyciu. Ale to dla Małego Księcia było tak strasznie nieprzyjemne, że długo musiałam go uspakajać. Następnego dnia rano, jak tylko przyszła do nas moja Mama - mój synek od razu się do niej rzucił i zaczął jej opowiadać co się działo w nocy. Pokazał Disnemar, pokazał, że dostał go do noska, pokazał nawet, że to było psik-psik, przez kurczenie noska i robienie "psi" noskiem. Pokazał, że potem przyszedł Tatuś z odkurzaczem (mamy ręczny odkurzacz, Dyson, trzyma się go w specyficzny sposób i Lokiś w ten sam sposób pokazał trzymanie odkurzacza i do tego dorzucił dźwięk "brruuu brrrruuu"), potem znowu pokazał na nosek i na koniec zrobił smutną minę. Tak wszystko opowiedział, że moja Mama, której przecież przy sytuacji nocnej nie było - wszystko zrozumiała :).

Kiedy Mały Książę czegoś nie rozumie - np. dlaczego coś zniknęło z miejsca, w którym stało wcześniej, albo co się w danym miejscu stało - rozkłada ręce i mówi coś po swojemu. Nie wiem co - ale to jest zawsze to samo, z tą samą intonacją i tymi samymi dźwiękami.

Rozumie większość naszych prób czy też poleceń - podaje nam różne rzeczy, przychodzi (jak mu się chce ;))) ) kiedy go wołamy. Sam też komunikuje świetnie swoje prośby, kiedy chce, żeby coś mu podać, albo coś otworzyć, albo pokazać jak coś zrobić. Kiedy jest głodny to zależnie od tego czy ma ochotę na moje mleko czy też na jedzenie - pokazuje to inaczej. Jest "Mama am" i w skrajnych przypadkach, kiedy bardzo chce mleka to wtedy rzuca się na osobę, która go trzyma, albo na coś co jest w pobliżu i robi buzią "ba ba ba ba" na kimś, tak jak wtedy kiedy był malutki. I potem czeka na efekt ;). Kiedy chce jedzenie to podchodzi do swojego krzesełka do karmienia, puka w nie i powtarza "am am am am". W książeczkach doskonale rozpoznaje różne rzeczy do jedzenia, aczkolwiek na większość z nich mówi po prostu "am".

Aktualnie wszystkie zwierzątka, które mają cztery nogi to koniki i kiedy je pokazuje to robi taki dźwięk jak na konika. (A jak widzi My Little Pony to woła na nie "Tej!" - zupełnie nie wiem dlaczego, ale powtarza to za każdym razem jak widzi reklamy kucyków, figurki, pluszaki, albo nawet jak wskazuje koniki na poduszce.) Uwielbia psy i koty! Uwielbia też ptaki. Mówi "hej" do wszystkich mijanych po drodze gołębi i piesków :). Ostatnio bardzo dużo czasu spędził przed wystawą sklepu zoologicznego przyglądając się z wielką ciekawością wszystkim zwierzątkom w klatkach - więc postanowiliśmy zabrać go do ZOO i to był wielki hit :). Na razie obejrzeliśmy tylko część zwierzątek, małpki, słonie, kilka różnych ptaków, kozy... Ale najbardziej spodobały mu się gęsi, które na niego gęgały i wyciągały do niego dzioby przez ogrodzenie. Śmiał się w głos.

Wracając do jedzenia - tak jak pisałam miesiąc temu, spróbowałam kilka razy słoiczków, ale Mały Książę bardzo zdecydowanie odmówił ich jedzenia. Na szczęście jakoś tak dość płynnie nam się udało i jemy lunch codziennie w ciągu dnia :). Dzięki temu posiłki Małego Księcia nabrały rozpędu - je sam, nie chce już być karmiony. Je też o wiele lepiej - już nie wpycha sobie do buzi za dużych kawałków, tylko ładnie trzyma w ręku coś co je i odgryza małe kawałeczki.

Na śniadanie zawsze daje mu duży wybór: banan, serek, biszkopty bez cukru, parówka sojowa, kanapka, naleśniki, placuszki - różne rzeczy :). Codziennie ma wybór przynajmniej trzech różnych rzeczy i z reguły próbuje wszystkiego. Czasem wychodzą z tego dziwne kombinacje - ostatnio umoczył parówkę zamiast w sosie, który zrobiłam to w serku waniliowym ;), ale cóż. Skoro mu smakuje - niech je! :) Lunche jada ze mną i moją Mamą, kolację jada ze mną i Francuzem. W ciągu dnia zawsze wypija jeszcze przynajmniej jedną kaszkę do picia oraz je owocki w różnej formie. Czasami jeszcze zjada chrupki kukurydziane lub jakąś "słodycz".

Uwielbia tańczyć :). Uwielbia bawić się piłką. Ale największą miłością są samochodziki oraz samochody (te prawdziwe). Nie ma jeszcze jednej ulubionej przytulanki albo zabawki, na razie chyba taką przytulanką i zabawką jestem dla niego ja :).

Wracając do samochodzików i samochodów - ilość czasu jaką potrafi spędzić na zabawie samochodzikami, albo siedząc za kierownicą samochodu - jest niesamowita. Samochodzikami robi wszędzie vrroooooom vrrooooooom i jeździ nimi po całym pokoju. Kupiliśmy mu taki fajny garaż, ze zjeżdżalnią dla samochodów, windą itd - żeby windę podnieść do góry trzeba kręcić taką małą wajchą na górze - bez problemu sobie z tym radzi. Wkłada samochodziki do windy, podciąga na górę... potem robi vroom vrooom na dół :). A i rodzice się fajnie tym garażem mogą pobawić ;). Jednak zajęcie numer 1, hit, hit, hit - to siedzenie za kierownicą prawdziwego samochodu. Udawanie, że się kręci kierownicą, robienie vrooom vroooom, machanie do innych kierowców, jeśli ktoś siedzi w samochodzie obok na parkingu.. Przełączanie stacji radiowych i zmienianie świateł :). Taka zabawa potrafi trwać nawet i godzinę ;).

Do szesnastego miesiąca często "w tle" miałam włączony telewizor, głównie z programami typu Foodnetwork, tudzież Kuchnia+, TLC, TVN Style - Mały Książę nie zwracał na to większej uwagi. Ale w szesnastym miesiącu coś nagle zaskoczyło i teraz telewizor to ogromna atrakcja! Oczywiście najlepiej jeśli są w telewizji kreskówki ;). Wiem, wiem, dziecko do dwóch lat nie powinno mieć styczności z ekranem itd itp. Wiem. Ale rzeczywistość a wytyczne... No wiem, są rodzice idealni, którzy faktycznie o to dbają, ale najwyraźniej ja taka nie jestem. Mały Książę musi dwa razy dziennie brać żelazo, bo okazało się ostatnio, że ma anemię - ale podanie mu tego żelaza graniczy z cudem! Za to jeśli włączymy mu kreskówkę - problem znika, Mały Książę nie dość, że otwiera grzecznie buzię, żelazo wymieszane z czymś zjada, to jeszcze uprzejmie mówi "am" :))). Tak samo bardzo pomocne są kreskówki podczas dłuższej jazdy samochodem, kiedy on już ma kompletnie dosyć wszystkiego i jest na granicy płaczu. Wówczas włączamy Tygryska Daniela i nagle się okazuje, że jeszcze kolejne 20 minut jazdy da się wytrzymać. :) Ulubione kreskówki Małego Księcia to Daniel The Tiger, Sofia The First, Doc McStuffin i Goldie&Bear. Na pozostałe zerknie, ale to wszystko.

Ach, zapomniałabym! Mały Książę uwielbia sprzątać i generalnie we wszystkim pomagać :). Odkurzanie to ogromna atrakcja, a zmiotka i szufelka to "zabawki", które są bardzo cenione w tym miesiącu :). Z podłogi podniesie każdy okruszek i czym prędzej poda go komuś, kto jest w pobliżu, a każdą zakurzoną powierzchnię od razu przetrze dłonią lub piżamką ;).

Fikcyjne rozmowy telefoniczne, z pilotem w roli telefonu, potrafią trwać 15 minut i więcej. Cudownie się takie rozmowy ogląda, Mały Książę dyskutuje, gestykuluje, czeka na odpowiedzi od fikcyjnego rozmówcy, robiąc pauzy... No po prostu urocze :).

Zmienił się też sposób zabawy z piaskiem kinetycznym - już nie jest to tylko dotykanie go na różne sposoby, teraz jest to baza do zabawy. Dlatego też dokupiłam pięć kilo tego piasku, a jak tylko będę miała czas to dokupię kolejne pięć kilo :). Mały Książę jeździ po piasku swoją ciężarówką, zostawiając ślady, oglądając je i robiąc vrooom vroooom. Szuka też zakopanych skarbów, a także używa różnych przedmiotów, żeby odbijać ich kształty. Piasek kinetyczny to świetna zabawa również dla nas, rodziców :).

Jedenastego maja na angielskiej playgroupie dzieci dostały duże klocki, takie duże drewniane kostki. Mały Książę nie był nimi za specjalnie zainteresowany, bo w tym samym czasie dostał też flamaster, więc był bardzo zaangażowany w rysowanie (uwielbia rysować!)... aż do momentu, w którym podszedł do nas animator, ukucnął przed Lokisiem i zapytał, pokazując na klocki: "can you stack those blocks?". Na co Lokiś odpowiedział "tak" (pierwszy raz) po czym ułożył wieżę z trzech klocków (pierwszy raz!). Drugą wieżę zbudował już w domu, dwa dni później, z mega blocksów - ale generalnie klocki to taka sobie zabawa, póki co. 

Plac zabaw to jeszcze nie jest duża atrakcja. To znaczy, przepraszam bardzo, jest - ale wtedy kiedy może podejść do każdej zabawki i przeanalizować jak działa, gdzie ma śrubki, czy ma jakieś przyciski... Huśtawka jest fajna, ale na dwie-trzy minuty. Zjeżdżalnia jest super (teraz ma zjeżdżalnie też u Babci, więc jest tym bardziej super), ale wszystkie inne zabawki to głównie "a jak to działa?". :)

Kiedy jemy na zewnątrz, w restauracji - Mały Książę je to co my. Siedzi sobie grzecznie przy stole, obserwuje innych ludzi (czasami bardzo nachalnie), "rozmawia" z nami, bawi się swoimi zabawkami, pije sobie napoje, jeśli damy mu rurkę. W weekendy często jemy śniadanie w jednym z warszawskich Cafe Vincent, (bowiem tam są pyszne pain au chocolat, których Francuzowi w Polsce brakuje) - tam akurat nie ma krzesełek dla dzieci, więc Mały Książę zazwyczaj siedzi w wózku i to jest zdecydowanie mniej przyjemne, bo siedzi znacznie niżej niż jest stół i niżej niż my. Jeśli zaś w restauracji jest stolik dla dzieci, tak jak na przykład w Aloha#2 na Białołęce - to nawet nie chce siedzieć z nami tylko od razu siada tam i się bawi :).

Wciąż ma problem z puzzlami i kształtami.

Uwielbia bawić się w naśladowanie. To znaczy, najbardziej lubi być liderem takiej zabawy i chce, żeby to jego naśladować ;), ma z tego bardzo dużo frajdy :). 

Poza tym bardzo dużo bawimy się razem również "fizycznie" - rolujemy się, łaskoczemy, tańczymy, Tatuś robi Małemu Księciu samolocik, bawimy się w chowanego pod kocykami i akuku zza kojca i innych rzeczy. To bardzo fajne rodzinne momenty :). 

Ach, jeszcze kąpiele. Mały Książę uwielbia kąpiele. Uwielbia malowanie w wannie, ale także chlapanie! Chlapanie wodą uwielbia do tego stopnia, że śmieje się w głos nawet jeśli widzi je w telewizji, w wykonaniu kreskówkowych postaci :).

Strasznie chaotyczny ten post, zdaję sobie z tego sprawę - ale piszę go już prawie tydzień, dodając tu i ówdzie zdanie lub dwa, bo akurat mam taki zabiegany czas :).

***
Jeśli chodzi o obserwowanie (let's be honest, GAPIENIE SIĘ) ludzi, to była też jedna zabawna sytuacja. Byliśmy w UFO (mojej ulubionej pizzerii) i tym razem przy stoliku obok siedziały trzy zakonnice. Ubrane standardowo, jak to zakonnice, na czarno-biało. Mały Książę nie odrywał od nich wzroku nawet na chwilę, aż wprawił je w zakłopotanie, nas trochę też :D. Zwłaszcza, iż siedział tyłem do nich, więc aby na nie patrzeć - cały się wykręcał do tyłu. Wszyscy się trochę podśmiewaliśmy, z młodszymi zakonnicami włącznie, aż w końcu najstarsza z nich zwróciła uwagę, że najwyraźniej Młody nie widuje zakonnic wystarczająco. Well, prawdę mówiąc to nigdy wcześniej ich nie widział ;).
***

Ach, jest jeszcze ciemna strona księżyca ;), Mały Książę wchodzi w słynny "bunt dwulatka" (wiem, wcześnie). Już pomijając fakt, że ten bunt to żaden bunt, tylko głównie frustracja, brak możliwości pełnej komunikacji, bezsilność dziecka w pewnych sytuacjach, niezrozumienie tego co się dzieje lub dlaczego, itd itp to przejawia się on głównie krótkotrwałym płaczem, tudzież gwałtownym siadaniem na podłogę (przy próbie podniesienia go, jeśli nie ma na to ochoty) lub agresywnym rozrzucaniem przedmiotów w zasięgu rąk. Jeśli jest taka możliwość staram się mu wytłumaczyć dlaczego czegoś nie może mieć w tej chwili, albo dlaczego robię coś, czego on akurat nie chce w danym momencie. Jeśli jednak jest to moment, w którym wiem, że nawet nie zauważy mojego tłumaczenia (bo, na przykład, dodatkowo jest też bardzo zmęczony) to po prostu staram się przekierować jego uwagę.

***
Z innych rzeczy - w tym miesiącu byliśmy dwa razy u lekarza, a Mały Książę miał też pobieraną krew. Zniósł to niesamowicie dobrze, przy wbijaniu igły nawet nie drgnął, a kiedy krew zaczęła lecieć to tylko patrzył, bardzo zainteresowany, co się dzieje. Pod koniec musiało go zaboleć jednak, bo już się skrzywił - ale nie płakał. A tuż po dostał dwie naklejki dzielnego pacjenta i wyszedł z nimi zadowolony :).

"Kilka" zdjęć!
























5 comments:

  1. Śmieszek :)
    Z tymi puzzlami się nie martw, przyjdzie czas, to ogarnie prędko ;)

    Bunt dwulatka? To pikuś. Bunt trzylatka... o to jest dopiero wyzwanie. Chociaż tak w sumie mam wrażenie, że ten bunt dwulatka u Nas nawet nie miał miejsca. Hania w październiku kończy 3 lata i juz zrobiła się z Niej samosia, że ona już sama wszystko potrafi, a jak nie wyjdzie to płacz. W sumie dużo tego płaczu jest... bo babeczki wszystkie zjadła, bo nie może skarpetki ubrać, bo ubrudziła się przy śniadaniu... A nie to jej ulubione słowo :) Jedyne co pozostaje to uzbroić się w cierpliwość, dużo tłumaczyć i przytulać :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. <3 Przepraszam, kompletnie przegapiłam komentarze, dopiero teraz je zobaczyłam:). Czytam Was regularnie :D

      Delete
  2. Ależ szczęście, na każdym zdjęciu. Rozczuliło mnie zdjęcie z nim śpiącym. A co do zakonnic: no to nie ma nic bardziej szczerego niż dziecko, który zawsze wypatrzy coś innego. Ja czułam takie zażenowanie, kiedy Krzyś po raz pierwszy bawił się z czarnoskórą koleżanką. Ale teraz już się oswoił z widokiem ciemniejszego koloru skóry.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jakim cudem przegapiłam komentarze? Nie mam pojęcia :). Dziękuję :))))

      Delete